BARBARA WRÓBLEWSKA

Barbara Wróblewska
kl. IIb

Tajna nauka za [czasów] okupanta [niemieckiego]

Pewnego jesiennego poranka, gdy szłam do pracy, wstąpiłam do kościoła, aby zmówić przed całodzienną pracą swą poranną modlitwę. Przypadek chciał, że uklękła również koło mnie mała, może dziesięcioletnia dziewczynka. Zwróciłam uwagę na jej poważne i wielkie skupienie w czasie modlitwy. Wtem jak szelest listeczków wymknęło się z jej ust westchnienie: „Boziu, daj, aby szczęśliwie przeszły lekcje”. I w tej chwili dziewczę to wstało i przeżegnawszy się, wyszło z kościoła.

Zainteresowało mnie to. Wyszłam za nią. Zauważyłam teraz, że dziewczynka ta niosła ze sobą koszyczek, w którym widać było kilka małych, może ćwierć kilowych torebek z produktami spożywczymi, kilka marchewek i pęczek pietruszki. Wszystko to pozorowało, jak gdyby dziecko to chodziło po zakupy.

Dziewczynka nie zdradzała żadnego zaniepokojenia na widok spotykanych umundurowanych Niemców. Przeciwnie, szła zupełnie swobodnie. W pewnej chwili blisko bramy wejściowej do jednego z domów obejrzała się dyskretnie i nie zobaczywszy żadnego Niemca, wsunęła się szybko do bramy. Wiedziałam, że to dziecko się uczy. Prosiłam w tej chwili Boga, aby rzeczywiście strzegł to maleństwo przed wykryciem, żeby mogło szczęśliwie kontynuować naukę. Wiedziałam, że w tym domu mieszka moja koleżanka, która prowadzi tajne nauczanie. Przypuszczałam, że to u niej właśnie dziecko pobiera naukę.

Minęło parę dni. Z powodu choroby dostałam dwa dni urlopu. Nie chciałam kłaść się do łóżka [i] postanowiłam odwiedzić moją koleżankę. O tamtym incydencie zupełnie zapomniałam. Po schodach szłam szybko i nie zatrzymując się, zaraz po zapukaniu, weszłam. Cóż robić, taki już miałam zwyczaj. W kuchni zastałam mamusię koleżanki, która jak mi się zdawało, troszeczkę podniesionym głosem powiedziała: „Ach, to pani”, i do pokoju szepnęła przez drzwi: „Teciu, to Basia”. Wiedziałam, co to znaczy — Teresa ma lekcję. Zajrzałam do pokoju.

Przy stole siedziała moja koleżanka, przygotowując jakiś materiał do krojenia (koleżanka była krawcową), a obok kręciło się troje brzdąców w wieku od dziesięciu do trzynastu lat. Wśród nich była również owa dziewczynka. Ona właśnie wyciągała gdzieś z kąta książkę i onieśmielona moją obecnością, podawała ją chłopcu siedzącemu obok. Zaczęłyśmy rozmawiać na różne tematy i między innymi poruszyłyśmy właśnie temat tajnego nauczania. Wyraziłam mój pełny szacunek i uznanie za jej trud niesiony dla tych naszych przyszłych obywateli, za jej poświęcenie się kształtowaniu dusz dziecięcych, co jest obowiązkiem każdego i każdej z nas w miarę sił i możliwości. Ze strony mojej przyjaciółki była to jednak podwójna zasługa, bo pracując i utrzymując z tego matkę i siebie, zajmowała się w dodatku właśnie tajnym nauczaniem. Nie tylko rozpraszała swoją uwagę na dwie prace, lecz jednocześnie mogła narazić się na zdemaskowanie i aresztowanie. Takich ludzi w obecnej chwili powinniśmy otaczać szczególnym szacunkiem i czcią.