HENRYK JENDRZEJCZUK

Dnia 27 kwietnia 1988 r. w Białymstoku, Waldemar Monkiewicz, prokurator Prokuratury Rejonowej w Białymstoku, delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku przez Generalnego Prokuratora PRL, działając na zasadzie art. 2 ustawy z 6 kwietnia 1984 r. (DzU. nr 21, poz. 98) i art. 129 kpk, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdził własnoręcznym podpisem, że uprzedzono go o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Henryk Jendrzejczuk
Imiona rodziców Franciszek i Stanisława z Krystosiaków
Data i miejsce urodzenia 3 stycznia 1923 r., Białe Szczepanowice
Miejsce zamieszkania Czyżew-Sutki, gm. Czyżew
Zajęcie rencista
Wykształcenie cztery klasy szkoły podstawowej
Karalność za fałszywe zeznania niekarany
Stosunek do stron obcy

W okresie okupacji hitlerowskiej przez cały czas zamieszkiwałem na kolonii wsi Czyżew-Sutki. Moi rodzice byli rolnikami, posiadali gospodarstwo rolne o powierzchni 10 ha. Ja pracowałem razem z nimi na tym gospodarstwie.

Jeden z moich braci, Tadeusz, zmarł w okresie okupacji w 1941 r. na skutek otrzymania niewłaściwej, moim zdaniem, szczepionki przeciwko ospie. Wówczas zmarło sporo dzieci. Brat miał zaledwie półtora roku. W rodzinie naszej mieszkał razem brat Edward. Miał on ok. 25 lat, obecnie mieszka w Mroczkach, gm. Andrzejewo, jest rolnikiem. Były trzy siostry, jedna z nich, Irena, obecnie nie żyje. Wyszła ona za mąż za Borkowskiego, ale już po wojnie.

Mieszkała przed śmiercią we wsi Szulborze-Koty. Dwie siostry jeszcze żyją. Jedna z nich, Eugenia Pakieła, mieszka w Czyżewie-Sutkach. W okresie okupacji miała ok. 19 lat. Druga, Jadwiga Stachurska, mieszka obecnie w miejscowości Czyżew-Stacja. Podczas okupacji miała lat 17. W okresie okupacji hitlerowskiej nosiliśmy nazwisko Andrzejczyk. Tak nam je wpisano w dokumentach osobistych. Po wojnie do mojego dowodu osobistego wpisano Jendrzejczuk i tak pozostaje do dziś. Nie wiem, jakie nazwiska wpisano moim braciom, matce i siostrom przed ich [ożenieniem się lub] wyjściem za mąż.

Przypominam sobie, chociaż być może niezbyt dokładnie, że latem 1942 r. pojawił się u nas syn olejarza z Czyżewa liczący ok. 16 lat. Ojciec mój oświadczył wszystkim nam, że ten Żyd będzie się u nas ukrywał. Ponieważ jeszcze w tym czasie w Czyżewie były resztki getta, to nawet ten chłopiec żydowski niezbyt się ukrywał. Pomagał nam paść krowy, cała nasza rodzina opiekowała się nim.

Jesienią 1942 r. wywieźli żandarmi niemieccy wszystkich Żydów z Czyżewa, likwidując getto. Wtedy do nas przyszło wielu innych Żydów w dwóch grupach, [liczących] czternaście osób i trzech mężczyzn. Obecnie szczegóły zatarły się w mojej pamięci. Były [wśród tych osób] młode kobiety i kilkoro dzieci. Pamiętam nazwiska mężczyzn: Szczupakiewicz, Węgorz oraz imię Moniek [Muniek].

Żydom tym przygotowaliśmy kryjówki pod podłogą w domu. Wchodziło się do tego obszernego podziemnego pomieszczenia przez otwór w pokoju. Tam była szeroka deska zasłaniająca wejście przykrywana dywanikiem (chodnikiem). Druga grupa Żydów przebywała w piwnicy koło domu. W dzień staraliśmy się, aby Żydzi z kryjówek nie wychodzili. Zarówno rodzice, jak też moi bracia i siostry, prostuję: brat, a także ja sam pilnowaliśmy zawsze, czy ktoś nie zbliża się do naszych zabudowań, aby tajemnica przechowywania Żydów nie została ujawniona. Żydzi wychodzili z kryjówek wieczorami – na przechadzki i aby wykonać niezbędne czynności. Każdy z domowników nosił Żydom żywność na zmianę. Dostawali do jedzenia to, co i my jedliśmy. Bieliznę prali sami i myli się też po nocach w naszym mieszkaniu.

Wydaje mi się, że o świcie 20 marca 1943 r. pojawiło się u nas czterech żandarmów z posterunku w Czyżewie. Przyjechali oni bryczką. Nazywali się: Karwat, Olscha, Ciepierzyński oraz Krakowiak. Dwóch z nich, Karwat i Olscha, weszło do mieszkania.

Ja byłem jeszcze w łóżku, lecz podobnie jak inni członkowie mojej rodziny natychmiast wstałem i ubrałem się. Ojciec był już ubrany wcześniej i znajdował się w pokoju sypialnym.

Jeden z żandarmów mówił dobrze po polsku. Był to Olscha. Zapytał ojca, gdzie są ukryci Żydzi. Ojciec nie przyznał się do ukrywania kogokolwiek i razem z żandarmami udał się do stodoły. Ja wraz z bratem wyszedłem do chlewu i zająłem się podaniem paszy krowom. Żandarmi obeszli zabudowania i w końcu zainteresowali się piwnicą. Była tam podłoga, pod którą przebywali ukryci Żydzi. Jeden z Żandarmów postukał nogą w podłogę i gdy wydała głuchy odgłos, rąbał siekierą, przebijając [podłogę] na wylot. Spostrzegł Żydów i kazał im wychodzić.

Najpierw żandarmi zamordowali ojca. Bili go kolbami, aż upadł na ziemię. Ponieważ w tym czasie znajdowałem się w stodole, w odległości kilku metrów, widziałem, jak ojciec upadł. Jak zauważyłem, strzelał Ciepierzyński z automatu. Nie wiem, kto dowodził żandarmami, kto wydał [Ciepierzyńskiemu] rozkaz zamordowania ojca. Ciepierzyński w maju 1943 r. został zastrzelony w Czyżewie. Ojciec został zastrzelony przy kryjówce Żydów, koło piwnicy. Żydzi Węgorz, Szczupakiewicz i Muniek (nie Moniek, [jak podałem wyżej]), zostali także zamordowani na miejscu koło piwnicy.

Następnie żandarmi zajęli się rąbaniem podłóg w pokoju, tam też bowiem odgłos wywołany stukaniem w deski podłogi wydał im się podejrzany. Po ujawnieniu kryjówki polecili Żydom wyjść z niej. Jeden z żandarmów pojechał do sołtysa, aby wyznaczył furmanki, po czym podstawiono je na teren naszych zabudowań. Były to furmanki Franciszka Perkowskiego, który obecnie nie żyje, Juliana Wilczyńskiego i Stanisława Pawlaka. Żandarmi powiązali Żydów sznurami za ręce, po kilka osób. Nas po zastrzeleniu ojca pozostawili na miejscu. Ja i brat ukrywaliśmy się od momentu, gdy Niemcy odjechali z Żydami. Furmani mówili, iż żandarmi polecili im jechać do Szulborza i tam Żydów rozstrzelali.