Dnia 2 lipca 1969 r. mgr Jan Gogol, członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku, działając na zasadzie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 51, poz. 293 i art. 219 kpk), z udziałem protokolanta ob. Urszuli Nagengast, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez odebrania przyrzeczenia. Świadka uprzedzono o prawie odmowy zeznań (art. 94 kpk) i o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek oświadczył, że będzie zeznawał. Świadek zeznał, co następuje:
| Imię i nazwisko | Paweł Romanowski |
| Data i miejsce urodzenia | 12 sierpnia 1908 r., Gdańsk |
| Imiona rodziców | Andrzej i Bronisława |
| Miejsce zamieszkania | Gdańsk-Wrzeszcz, [...] |
| Zajęcie | st. kontroler Polcargo |
| Karalność | niekarany |
| Stosunek do stron | obcy |
Na terenie Gdańska zamieszkuję od urodzenia, od 1908 r. Cała moja rodzina zamieszkiwała w Gdańsku. Ja oraz mój brat doktor praw Brunon Romanowski oraz mój ojciec należeliśmy do gminy polskiej i Związku Polaków.
Do 1939 r. pracowałem w firmie zbożowej Towarzystwo Handlowe dla Przemysłu Słodowego i Produktów Rolnych w Gdańsku. Brat mój był wówczas adwokatem i prowadził prywatną kancelarię, a ponadto był mężem zaufania przy Komisariacie Polskim w Gdańsku. Ojciec natomiast pracował w Urzędzie Pocztowym w Gdańsku jako urzędnik.
Trzy lub cztery dni przed wybuchem wojny w 1939 r. uciekłem z bratem z Gdańska do Gdyni. Powodem tej ucieczki było to, że ludność niemiecka na terenie Gdańska znęcała się nad Polakami tam zamieszkałymi. W dniu zajęcia Gdyni przez wojska niemieckie ja oraz mój brat zostaliśmy aresztowani przez gestapo jako zakładnicy.
Z chwilą aresztowania osadzeni zostaliśmy w kościele przy ul. Świętojańskiej w Gdyni, a po 24 godzinach przewieziono nas do gmachu obecnego Sądu Powiatowego w Gdyni. Tam przebywaliśmy przez dwa lub trzy dni. W budynku sądu gestapo segregowało poszczególne osoby zatrzymane, a było ich bardzo dużo. Następnie ja i brat przewiezieni zostaliśmy do więzienia w Gdańsku i od tego czasu rozdzielono nas. W więzieniu w Gdańsku przebywałem ok. dziesięciu dni. W tym czasie prawie każdego dnia gestapowcy wyprowadzali z cel na korytarz osoby zatrzymane i tam bito nas pięściami, kopano nogami. Byłem również kilkakrotnie przesłuchiwany w różnych porach dnia i nocy. Gestapowcy w czasie przesłuchań wypytywali się mnie, czy należałem do jakiejś organizacji działającej przeciwko Niemcom. W czasie tych przesłuchań byłem bity pejczem, a w czasie jednego z przesłuchań zostałem uderzony kolbą w szyję z prawej strony.
Nazwisk gestapowców, którzy znęcali się nad zatrzymanymi, nie znam.
Gdzieś po upływie dziesięciu dni ja i brat mój przewiezieni zostaliśmy do obozu emigracyjnego w Gdyni-Grabówku. Wówczas oświadczono nam, że jesteśmy zakładnikami. W dniu wywożenia nas do Gdyni-Grabówka stwierdziłem, że brat mój był strasznie pobity. Ochronę tego obozu sprawował Wehrmacht. W obozie tym ja i brat przebywaliśmy do 31 października 1939 r. Podczas pobytu w tym obozie prawie każdego dnia Niemcy wyczytywali z listy nazwiska zatrzymanych, a następnie zabierali ich. Osoby te, a zabierali w grupach pięć do dziesięciu osób, już nie wracały. Po zabraniu tych osób z pomieszczeń – z sali, w której siedziałem – dochodziły odgłosy strzałów. Zarówno ja, jak i współwięźniowie, byliśmy przekonani, że Niemcy rozstrzelali te osoby.
Wywożeniem więźniów zajmował się chyba Wehrmacht, gdyż tak byli umundurowani. Komendantem tego obozu był płk von Griep.
Nie znam faktów, aby wymieniony pułkownik brał osobiście udział w maltretowaniu osób zatrzymanych. Dzięki staraniom mojej siostry Gertrudy Sommer i jej męża Willego Sommera (zamieszkałych Gdańsk-Wrzeszcz, [...]) ja oraz mój brat zwolnieni zostaliśmy z obozu w Gdyni- Grabówku. Obecnie siostra moja i jej mąż przyjęli nazwisko Romanowski.
W dniu zwolnienia przewieziony zostałem z bratem do siedziby gestapo w Gdyni na Kamiennej Górze, gdzie komendantem był Löelken i on właśnie zwalniał nas, wydając
nam Ausweis. Ja otrzymałem Ausweis nr G.2/39 a brat G.1/39. Litera „G” oznaczała Geisel – zakładnik. Löelken przed zwolnieniem nas oświadczył, abyśmy niezwłocznie wyjechali do Generalnego Gubernatorstwa, gdyż na terenie Gdańska czy też Gdyni nie może on odpowiadać za nasze życie. Natychmiast po zwolnieniu wyjechałem z bratem do Warszawy.
Nadmieniam, że w obozie w Gdyni-Grabówku między innymi jako zakładnicy przebywali również Karol Bieliński – adwokat, B. Orłowski – kupiec z Gdyni, mgr Lucjan Skupień – prezydent m. Gdyni, Franciszek Henkiel – dyrektor Komunalnej Kasy Oszczędnościowej w Gdyni. Prostuję: Franciszek Linke, Edmund Henkiel, dyrektor Banku Polskiego z Gdyni, nazwiska nie pamiętam, inż. Roman Lanierski lub Annierski, inż. Marceli Leśniczak, Jarosław Czarliński – prezes Sądu Okręgowego w Gdyni, Lucjan Barysławski – adwokat z Gdyni, inż. Najman-Mitza Kryczp [Leon Najman-Mirza Kryczyński] – dokładnie brzmienia nazwiska nie pamiętam, ks. Walter Hoeft – wikariusz kościoła Chrystusa Króla w Gdańsku, Jan Czerwiński – kierownik Sądu Grodzkiego w Gdyni. Nazwiska tych osób podałem z mego rodzinnego zdjęcia, na którym wymienione osoby złożyły własnoręcznie podpisy podczas pobytu w obozie Gdyni-Grabówku.
Co z tymi osobami się stało, nie wiem. Do obecnej chwili żadnej z nich nie spotkałem i o nich nie słyszałem. Osobiście wnioskuję, że osoby te zostały zamordowane przez Niemców.
Po przybyciu do Warszawy zamieszkałem z bratem u adwokata Kazimierza Tarkowskiego przy [...], numeru nie pamiętam. Kazimierz Tarkowski w 1942 r. został powieszony przez okupanta na pl. Teatralnym. Podczas [naszego] pobytu w Warszawie Tarkowski wystarał się dla mnie i mego brata o pracę w sądzie. Prostuję: przy sądzie w Warszawie w Komisarycznym Zarządzie Nieruchomości.
Latem 1942 r. dr Blauert, który zajmował wysokie stanowisko w sądownictwie w Warszawie, a u którego brat mój aplikował w Gdańsku, rozpoznał mego brata i wezwał do siebie na rozmowę. W czasie tej rozmowy powiedział on do brata, że dziwi się bardzo, iż on i ja jeszcze żyjemy. Mówił mi o tym brat. Na drugi dzień po tej rozmowie brat mój został aresztowany w biurze przez gestapo i uwięziony w al. Szucha. Po kilku miesiącach otrzymałem od brata wiadomość, że przebywa w obozie w Oświęcimiu. Brat w obozie przebywał do wyzwolenia. Podczas pobytu w obozie brat nabawił się gruźlicy i w 1949 r. zmarł. Jestem pewien, że brat aresztowany został na skutek, a nawet na polecenie dr. Blauerta.
Odnośnie bliższej działalności Blauerta oraz jego obecnego miejsca pobytu nic nie wiem. W obawie przed aresztowaniem ukrywałem się na terenie Warszawy i w okolicach. Między innymi ukrywałem się u obecnej swojej żony Janiny z d. Gąseckiej, zamieszkałej wówczas w Warszawie przy [...]. Zamieszkując u niej, w czerwcu lub lipcu 1943 r. zostałem aresztowany przez gestapo i osadzony poprzez al. Szucha na Pawiaku, gdzie byłem więziony do 10 września 1943 r. W czasie więzienia mnie na Pawiaku bardzo często o różnej porze dnia i nocy byłem przesłuchiwany przez gestapo, podczas którego bito mnie i wypytywano, czy mam kontakty z ruchem oporu.
Nazwisk oprawców nie znam.
Po zwolnieniu mnie, zgodnie z wpisem w dokumencie zwolnienia o brzmieniu: Vorzuführen auf Zimmer 204 (tłumaczenie: doprowadzić do pokoju 204) tego samego dnia doprowadzono mnie do pokoju 204 w al. Szucha, gdzie urzędował [członek] Kriminalpolizei Werner, który oświadczył mi, abym nie zajmował się niczym, co by było skierowane przeciw okupantowi, gdyż najmniejsze podejrzenie spowoduje aresztowanie mnie i rozstrzelanie. Nadmienił przy tym, że jeżeli nawet udałoby mi się zbiec, to śmierć spotka mego brata, który przebywa w Oświęcimiu, lub moich rodziców zamieszkujących w Gdańsku. Od tego czasu do wyzwolenia ukrywałem się w Warszawie i okolicach.
Poza tym nic do dodania nie mam.
Na tym protokół przesłuchania świadka zakończono i po osobistym przeczytaniu jako zgodny z moimi zeznaniami podpisuję.