ANTONI DUBIŃSKI

St. sap. Antoni Dubiński, 41 lat, zam. w Kleszczelach, pow. Bielsk Podlaski, woj. białostockie, żonaty, jedno dziecko; 11 Batalion Saperów Kolejowych.

[Zostałem] aresztowany 2 lipca 1940 r. w nocy przez NKWD i jako więzień polityczny osadzony w więzieniu [w] Brześciu nad Bugiem. Pobyt w więzieniu: od 9 lipca 1940 do 25 maja 1941 r.

Budynek więzienny przy ul. Szpitalnej 17 był przepełniony. 90 proc. [więźniów stanowili] Polacy, byli też małoletni. Numer mej celi: 105. Największe wrażenie zrobili na mnie więźniowie w chwili mego wejścia do niej – wszyscy nadzy, obrośnięci i bez cery. Byli Polacy. Przepełnienie [zarówno] w mojej celi, jak i w ogóle w więzieniu dochodziło do tego stopnia, że nie było gdzie się położyć, a nawet usiąść. Warunki sanitarne na ogół [były] złe, pomoc lekarska dostateczna. Wyżywienie [było] niedostateczne – 400 do 600 [g chleba], 20 g cukru, zupy chude i rzadkie.

Zachowanie NKWD i straży [w stosunku] do więźniów politycznych [było] wprost niemożliwe, zdarzały się wypadki postępowań nieludzkich w czasie dochodzenia. Przesłuchanie moje trwało dziewięć tygodni. Bardzo źle się czułem fizycznie. Po częstym, kilkugodzinnym, przeważnie nocnym dochodzeniu potłuczonego prowadzono mnie do mokrego lochu, tzw. karceru. 26 lutego 1941 r. odczytano mi wyrok ośmiu lat łagiernych robót z wywiezieniem w głąb Rosji. Przyjąłem go ze spokojem i pewną pogardą.

25 maja 1941 r. transportem kolejowym do stacji Kożwa, a potem 760 km transportem wodnym w dół rzeki Pieczory do Narjan-Maru przybyło nas ok. 500 Polaków 21 czerwca 1941 r.

Prace wykonywane były na zmiany po 12 do 15 godzin. Robota [była] ciężka – urządzenia portowe, załadunki i wyładunki przeważnie węgla z Workuty. Normy wysokie, wyżywienie złe, warunki sanitarne i pomoc lekarska prawie nie istniały. Niedziel i świąt nie było. Zarobek [wynosił] 10 do 12 rubli na miesiąc.

Pamiętny był dzień, kiedy oficjalnie ogłoszono nam, że jesteśmy wolnymi obywatelami polskimi. Emocje były wielkie, całowano się, [nieczytelne], śpiewano piosenki polskie. Taki nastrój źle oddziaływał na inne narodowości, jak Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Te spostrzeżenia dokładnie zaobserwowałem, będąc w stałej styczności z nimi w obozie.

Pracowałem do ostatniego dnia [przed] wyjazdem z powrotem do Kożwy, tj. do 8 października 1941 r. Tam w dość ciężkich warunkach mieszkaniowych przebyłem do 3 grudnia 1941 r., po czym pociągiem odjechałem, chory na cyngę, na południe Rosji: Uzbekistan, stacja Sielesijo [?], 60 km od Stalinabadu.

Po przebyciu tak wielkiej podróży transportem towarowym wyprowadzano mnie z pomocą kolegów z wagonu. Bez pomocy lekarskiej leżałem wraz z innymi w końskiej oborze trzy dni. Po załatwieniu formalności ewidencyjnych Uzbecy posadzili mnie na konia i jeden ze mną odjechał do kołchozu położonego w górach. Życie moje było pustelnicze, ponieważ tylko jeden byłem pośród Uzbeków, którzy nie rozumieli mowy polskiej ani też rosyjskiej.

Ledwie chodząc, o kiju, miałem nogi podkurczone od cyngi. Wykonywałem lżejsze prace, za które dziennie otrzymywałem 300 g mąki i pół litra mleka. Po miesiącu poczułem się na zdrowiu lepiej, udałem się piechotą do rejonu. Szedłem dwa dni, pokonując uciążliwą 18-kilometrową drogę górską, by tam zameldować się na podstawie zaświadczenia wydanego mi w Kożwie, że jestem wojskowym polskiej armii organizującej się w Buzułuku.

W rejonie Sielisjo [?] stawiłem się do przeglądu lekarskiego i otrzymałem wezwanie na 16 kwietnia 1941 [1942] r. do stawienia się w rejonowej komendzie uzupełnień. Z wielką niecierpliwością czekałem tej daty, pracując ciężko, ponad ówczesne moje siły, przy załadunku żwiru na wagony w żwirowni kolejowej, akordowo, zarabiając tylko dziewięć rubli od wagonu.

Nadszedł upragniony dzień i odjechałem do stacji Guzar [G’uzor], gdzie przez komisję wojskową przyjęty zostałem do armii.

Miejsce postoju, 6 marca 1943 r.