KONSTANTY TARAN

Warszawa, 8 lutego 1946 r. Sędzia śledczy Alicja Germasz, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Konstanty Taran
Data urodzenia 16 września 1892 r. w Warszawie
Imiona rodziców Korneliusz i Krystyna z Tymów
Zajęcie urzędnik PKP
Wykształcenie 6 klas gimnazjum
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Dembińskiego 14 m. 2
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W czasie powstania w Warszawie przebywałem w domu nr 23 przy ul. Marii Kazimiery, w którym zamieszkiwałem wraz z rodziną od lat 30. Do połowy września Marymont był w rękach powstańców. Ja z żoną moją oraz inni mieszkańcy tego domu (około 40 osób) przebywaliśmy częściowo w schronie znajdującym się w ogrodzie, częściowo w mieszkaniach. 14 września 1944 roku wzmogło się ogromnie bombardowanie naszej dzielnicy, po południu tego dnia powstańcy wycofali się z Marymontu, pozostała tylko ludność cywilna. Sąsiednie domy, przeważnie drewniane, zaczęły się palić. Większa część mieszkańców naszego domu przeszła wtedy do sąsiadującego z naszym przez ogród murowanego domu przy ul. Dembińskiego 2/4. Ja wraz z żoną i dwunastu innymi osobami pozostaliśmy w schronie naszego domu. Stąd obserwowałem, jak Niemcy – umundurowani żołnierze, którzy tam wtargnęli – ludzi przebywających w domu przy ul. Dembińskiego kolejno wyprowadzali i rozstrzeliwali. Przed wejściem do domu stał z każdej strony jeden żołnierz, część wychodzących kierowano w lewą stronę, część w prawą, do każdego z nich jednak po przejściu trzech kroków strzelał w tył głowy jeden z owych stojących przed wejściem żołnierzy. W ten sposób rozstrzelano około 40 osób (mężczyzn i kobiet).

Następnie widziałem, jak z domu tego wyprowadzono resztę ludzi w pole, dokąd – w owym czasie nie wiedziałem. W domu tamtym znajdowało się według moich obliczeń około 140 osób (do domu tego jako do sąsiedniego chodziłem w czasie powstania). Tymczasem zaczął się palić nasz dom. Wtedy my wszyscy, znajdujący się w schronie, przenieśliśmy się do sąsiedniego domu przy ul. Marii Kazimiery 21, gdzie mieściła się szkoła. Przebywając w parterowym mieszkaniu, widziałem, jak przed posesję podjechał czołg i zaczął ostrzeliwać dom. Górne piętra zostały rozbite. Gdy ucichła strzelanina, zobaczyłem z klatki schodowej poruszających się na ul. Marii Kazimiery Ukraińców i czołgi. Ja wtedy przedostałem się ogrodami na teren posesji nr 29 przy ul. Marii Kazimiery (będącej moją własnością). Dom się palił, mieszkańcy siedzieli w schronie w ogrodzie, ja ukryłem się w studzience znajdującej się na podwórzu. Wkrótce potem na podwórze wpadło pięciu żołnierzy niemieckich, rzucili granaty do schronu i kazali wszystkim wyjść na podwórze. Przebywający w schronie wyszli, było tam około 30 osób, w tym połowa kobiet (wszystko moi znajomi lub rodzina). Ukryty w studni widziałem, jak Niemcy popędzili ich biegiem na przeciwległą stronę ul. Marii Kazimiery, tu pod murem znajdującym się na wprost domu nr 29 kazali wszystkim uklęknąć przodem do ulicy, przed nimi ustawili karabin maszynowy i dali salwę. Wszyscy klęczący od razu padli na ziemię, żołnierze wtedy odeszli, po chwili jednak wrócili i zaczęli dobijać leżących wystrzałami z karabinów. Po jakimś czasie jeszcze raz wrócili i rzucili w leżących granaty.

Co się działo potem, już nie wiem, ponieważ obawiałem się wychylać ze studni, słyszałem tylko ciągle liczne kroki w ogrodzie, odgłosy muzyki, zabawy, głosy Niemców i Ukraińców. Po trzech dniach odgłosy umilkły i jednocześnie nadeszła moja żona, która mnie tu odnalazła. Schroniliśmy się wtedy do schronu w ogrodzie, gdzie siedziało jeszcze parę osób. W jakiś czas potem wszedł tam żołnierz niemiecki, który nam kazał wyjść i pozwolił pójść swobodnie. Udaliśmy się wtedy na Bielany, potem do Młocin, skąd nas wysłano do Pruszkowa do obozu.

Do Warszawy wróciłem w końcu lutego 1945 roku. Dowiedziałem się wtedy, że w egzekucji przed domem nr 46 przy ul. Dembińskiego zginęła między innymi moja siostra, szwagier i siostrzeniec (rodzina Buhatewiczów) oraz, że reszta osób, które zostały wyprowadzone z tego domu, została zaprowadzona na ul. Marii Kazimiery 72, gdzie część z nich została rozstrzelana. Informacje powyższe otrzymałem od Anieli Dudzik (adres świadek zobowiązuje się wskazać), która znajdowała się wśród grupy z powyższego domu, oraz Stanisławy Rogalskiej – właścicielki domu przy ul. Dembińskiego 2/4, zam. tamże, której mąż zginął w czasie egzekucji przy ul. Marii Kazimiery 72.

W czasie egzekucji przy ul. Marii Kazimiery 29 zginęły następujące osoby z mojej rodziny: córka moja Aleksandra Pastwa z 4-letnim dzieckiem, brat stryjeczny Stanisław Zientara z żoną i synem, Władysław Makowski z żoną i trzema córkami, Wiktoria Żak z synem 18-letnim i córką 15-letnią, bratowa Zientara z 9-miesięcznym dzieckiem oraz lokatorzy tego domu Janina Buczyńska z dwoma synami (18 i 15 lat), Jan Rytka z żoną, Agnieszka Lipka z córką, Julian Tkaczyk z żoną i 4-letnim dzieckiem, w sumie 30 osób. Wszystkie te osoby sam rozpoznałem w czasie ekshumacji przeprowadzonej w kwietniu 1945 przy udziale Polskiego Czerwonego Krzyża. Ciała te były pochowane w dole przy murze na wprost domu nr 29 przy ul. Marii Kazimiery. Zwłoki zostały przeniesione do wspólnej mogiły przy ul. Marii Kazimiery 45. Z egzekucji ocalał jedynie kolejarz, znajomy mojej córki, oraz mała córeczka Tkaczyka i mały chłopiec z sąsiedniego domu, który się tu przypadkowo znalazł.

Odczytano.