KORNELIA WYSOCKA

Warszawa, 10 listopada 1949 r. Adam Tokarz przesłuchał niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:

Nazywam się Kornelia Wysocka z Witkowskich, urodzona w 1895 r. w Łomży, córka Stanisława i Agnieszki z Makowskich, zawód ojca – właściciel piwiarni, narodowość polska, wyznanie rzymskokatolickie, ukończyłam cztery klasy szkoły powszechnej, zamieszkuję w Warszawie, ul. Rymkiewicza 3, niekarana.

Przez cały czas powstania aż do 14 września przebywałam w swym domu przy ul. Rymkiewicza 3. W dniu 14 września w piwnicach tego domu znajdowało się do jakich 40 osób cywilnych, z przewagą kobiet i dzieci. Z domu naszego nie prowadzono żadnej akcji powstańczej. W godzinach popołudniowych na teren domu wpadło kilku żołnierzy, którzy rzucili do suteren granaty i kazali wszystkim wychodzić. Wybuch granatów zranił i spowodował kontuzje paru osób, ponadto granatem zabita została chora Wróblewska, która została w swym mieszkaniu. Nas wszystkich żołnierze niemieccy mówiący po niemiecku poprowadzili ul. Marii Kazimiery, a potem na prawo w stronę koszar na terenie dawnej Szkoły Gazowej. Tam na polu stała większa grupa żołnierzy, którzy skierowali na nas idących ogień z karabinów. Wszyscy padli na ziemię, ja nie byłam nawet ranna. Po pewnym czasie żołnierze oddalili się w stronę „pałacyku”, skąd za chwilę dał się słyszeć huk strzałów, krzyk i płacz. Leżałam obok mego męża, który konając, pożegnał się ze mną i powiedział: „ – Niech żyje Polska!”. Leżeliśmy w ten sposób, bojąc się poruszyć przez noc i dzień następny, kiedy podszedł do nas jakiś żołnierz, który dobił dwie osoby. Na drugą noc żołnierze rozpoczęli w pobliżu kopanie dołów i podeszli wówczas do nas. Żyjących w liczbie siedmiu, w tym jeden ranny, po odczytaniu po niemiecku, że rannych należy dobijać, żywych zaś wyprowadzić do obozu, skierowali dwaj żołnierze na Bielany, skąd później razem z zebraną już tam ludnością z dolnego Żoliborza odsyłano do obozu w Pruszkowie. Mnie udało się odłączyć wcześniej od transportu.

O wypadku powyższym i jego okolicznościach będzie mógł zeznać Konstanty Szymanowski (zamieszkały przy ul. Marii Kazimiery 13), który – będąc lekko ranny – wyczołgał się spośród leżących już wieczorem tego dnia. Z opowiadania Ciszewskiego, imienia nie pamiętam (zamieszkałego przy ul. Paska, o ile się nie mylę nr 4), słyszałam, że przy ul. Gdańskiej, prawdopodobnie w tzw. Pekinie miały być w tym okresie zgwałcone i zamordowane trzy kobiety. Powinien on również wiedzieć o spaleniu osób gdzieś przy ul. Marii Kazimiery.

Na tym protokół zakończono i odczytano.