JÓZEF STERDYNER

Dnia 9 października 1946 r. we Wrocławiu. Sąd Grodzki we Wrocławiu w osobie sędziego Stefana Sochockiego, z udziałem protokolanta Jana Kubackiego, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Józef Sterdyner
Wiek 36 lat
Imiona rodziców Litman i Hana
Miejsce zamieszkania obecne Wrocław, [...]
Miejsce zamieszkania ostatnie (w kraju) Warszawa
Zajęcie zegarmistrz
Wyznanie mojżeszowe
Narodowość żydowska
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

W połowie listopada 1943 r. zacząłem pracować w Borku pod Chełmem w Himmelkommando przy tłuczeniu i mieleniu kości ludzkich i pracowałem tam do 24 lutego 1944 r. Nie były przywożone w tym czasie oddziały wojskowe włoskie, natomiast przywożono samochodami Polaków – kobiety, mężczyzn i dzieci, w bieliźnie, którzy już byli zagazowani, tzn. nie żyli. Zwłoki były przywożone z Chełma Lubelskiego i, sądząc po urządzeniu samochodu oraz po tym, że zwłoki były jeszcze ciepłe, gazowanie odbywało się w samochodzie specjalnie w tym celu skonstruowanym. W ciągu dwóch tygodni przywieziono dwa tysiące Polaków.

Pracowałem również przy odkopywaniu dołów ze zwłokami. Doły te miały wymiary: 3,5 m szerokości, 25 m długie. Z dwóch dołów wykopaliśmy ok. ośmiu tysięcy żołnierzy włoskich, z których część była w mundurach, większość jednak naga. O tym, że byli to żołnierze włoscy, doszliśmy do przekonania po mundurach, a w szczególności po guzikach. Na rozkaz Niemców zwłoki Włochów, jak i ludzi innych narodowości, były układane w stosy po tysiąc i spalane. Z innych dołów wykopaliśmy ok. 25 tys. żołnierzy sowieckich w mundurach, powiązanych za ręce drutami po pięciu. Z otwartych ust i braku obrażeń na ciele wnosić należy, że byli zakopani żywcem. Wykopaliśmy również ok. dziesięciu tysięcy kobiet żydowskich i dzieci z Chełma i okolicy, o czym wiem z dokumentów znalezionych przy zwłokach. Byłem zawieziony również do Kumowej Doliny pod Chełmem i według planu Untersturmführera Rohlfinka wykopaliśmy ok. 90 ciał księży i inteligencji polskiej. Rozpoznaliśmy to po ubraniach i cennych przedmiotach znalezionych przy zwłokach i przez Niemców zabranych. Ciała te zostały spalone w Kumowej Dolinie, a kości przywieziono do lasu w Borku. W Borku kierownikiem Himmelkommando był Untersturmführer Rohlfink. Z Niemców, którzy z nim współpracowali i wydatnie pomagali, są następujące osoby:

1. Raschendorfer – Oberscharführer, który był katem,

2. Ruditeimar – kierownik techniczny akcji palenia,

3. Schmidt – Oberscharführer – kierownik techniczny przy mieleniu kości.

Nazwisk pozostałych Niemców nie pamiętam.

Nas było 62 robotników, pracowaliśmy zakuci w kajdany, każdego z nas pilnował jeden żandarm. Z nas 62 ja i jeszcze dwóch pozostaliśmy przy życiu, reszta została zabita przez Niemców podczas powstania 24 lutego 1944 r. Ci dwaj nazywają się następująco:

1. Ryznik Józef, w 1945 r. pracował w Milicji Obywatelskiej w Lublinie,

2. Schechtman Perec, pochodził z Lublina, lat ok. 30, przed wojną mieszkał w Lublinie w okolicy Uniwersytetu Żydowskiego.

Niemcy pracujący w Borkach byli członkami Sonderdienstu i na rękawach nosili „SD”.

Kości były mielone w specjalnym samochodzie marki „Diesel”, który miał urządzenie do mielenia kości na mąkę. Częściowo mąka ta była wywieziona przez Niemców, częściowo zmuszeni byliśmy rozsypać ją po lesie.