ELEONORA KILJAŃCZYK

Warszawa, 9 maja 1949 r. Członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, mgr Norbert Szuman, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Eleonora z Dmochów Kiljańczyk
Data i miejsce urodzenia 11 kwietnia 1904 r. w Tarczynie, pow. Grójec
Imiona rodziców Franciszek i Franciszka z Kozłowskich
Zawód ojca obywatel Tarczyna, gospodarz
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie szkoła powszechna
Zawód właścicielka sklepu
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Rejtana 3 m. 8
Karalność niekarana

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w moim sklepie przy ul. Rejtana 4. Już z 1 na 2 sierpnia 1944 roku w nocy wycofali się z naszej ulicy powstańcy i zajęli ją Niemcy. Do 5 sierpnia na naszej ulicy panował zupełny spokój. Tego dnia rano około godz. 10.00 na naszą ulicę weszło kilkunastu żołnierzy niemieckich, jak słyszałam od innych, z koszar z rogu ul. Rakowieckiej i Puławskiej.

Wchodzili kolejno do domów na naszej ulicy i wyciągali z mieszkań wszystkich mężczyzn, zostawiając tylko kobiety, i grupami wyprowadzali ich do koszar. Tam mężczyźni pozostali do 13 sierpnia. Kobietom wolno było zanosić do koszar żywność, codziennie w godzinach od 11.00 do 2.00, gdyż Niemcy więźniom jedzenia nie dawali. Ja, choć nie miałam wśród zabranych nikogo bliskiego, nosiłam tak samo do koszar obiady, gdyż przez to, że posiadałam sklep rozdzielczy, miałam duży zapas żywności.

Żadnych zbrodni w czasie powstania nie widziałam.

Od 5 sierpnia na naszą ulicę wpadali bardzo często Ukraińcy, rabując i paląc. Jednakże żadnych zbrodni, zabójstw się nie dopuszczali. W moich oczach przez rzucanie butelek z płynem i granatów zapalających podpalili dom przy ul. Rejtana 4, róg Puławskiej 18.

13 sierpnia przyszli znów na naszą ulicę Niemcy i powiedzieli kobietom, by poszły do koszar odebrać swych mężczyzn i razem z nimi opuściły Warszawę. Z mężczyzn zabranych z naszej ulicy, jak się orientuję, z koszar nie wrócił tylko 14-letni syn dozorczyni domu nr 4 Marii Łoskot. Co się z nim stało, nie wiem.

Razem z ludnością z ulic Puławskiej, Olszewskiej, Rakowieckiej, Narbutta i przecznic tych ulic wyszłam z Warszawy przez Rakowiecką, Pole Mokotowskie na Okęcie. Tu pozostałam do 22 sierpnia, robiąc cztery razy próby przedostania się do powstańców, w celu odnalezienia moich dzieci –18-letniej córki i 20-letniego syna. Po czym wyjechałam do rodziny do Tarczyna.

Reszta ludności, która nie zdołała w jakiś sposób uciec, została wywieziona do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Na tym protokół zakończono i odczytano.