„Oświęcim – hańba XX wieku. Oświęcim – Rudolf Höss”
Joanna Lubecka
„Oświęcim – hańba XX wieku. Oświęcim – Rudolf Höss” takie zdanie znalazło się w mowie jednego z obrońców w procesie oświęcimskim. Rudolf Höß był twórcą, komendantem i symbolem największej fabryki śmierci Auschwitz-Birkenau.Równocześnie był człowiekiem zamkniętym w sobie, introwertycznym i pedantycznym, kochającym dzieci i marzącym o spokojnym życiu rolnika. Proces Rudolfa Hößa ujawnił pewną wyjątkowość tego oskarżonego na tle innych zbrodniarzy. Po pierwsze, jako jedyny członek załogi KL Auschwitz wziął na siebie odpowiedzialność, nie prosił też o ułaskawienie, kilka dni przed egzekucją nawrócił się na katolicyzm i napisał słynne oświadczenie, w którym przyznał: „szczególnie narodowi polskiemu zgotowałem niewysłowione cierpienia. Oby mi Bóg wybaczył moje postępowanie”. Höß szczegółowo i skrupulatnie opowiadał o funkcjonowaniu Auschwitz oraz o własnej roli w „maszynie śmierci”. Po drugie, wyróżniał się spośród rzeszy zbrodniarzy wojennych również tym, że usprawiedliwiając swoje czyny bezwzględną koniecznością wykonywania rozkazów, równocześnie nie uważał, że fakt ten zwalnia go z odpowiedzialności za te czyny. Rozumiał, że musi ponieść karę i uważał to za sprawiedliwe. Höß nie czuł osobistej winy, uważał się za ofiarę systemu, któremu – jak sam przyznał – fanatycznie wierzył, a przez który został zdradzony.
Rudolf Höß przed polskim sądem
Od listopada 1939 roku Höß pełnił funkcję zastępcy komendanta KL Sachsenhausen, a w maju 1940 roku został oddelegowany do budowy nowego obozu na terenach okupowanej Polski, w Auschwitz. Był tam komendantem do 30 listopada 1943 roku, po czym został przeniesiony do Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych w Głównym Urzędzie Administracji i Gospodarki SS w Oranienburgu. Do Auschwitz wrócił 8 maja 1944 roku z rozkazu Himmlera, aby nadzorować zagładę 430 tys. Żydów węgierskich (operacja nazwana „Aktion Höß”). Brał również udział w ewakuacji więźniów obozów, czyli w tzw. marszach śmierci.
Po upadku Rzeszy Niemieckiej ukrywał się wraz z rodziną w brytyjskiej strefie okupacyjnej. Tymczasem specjalna grupa – Oddział Ścigania Zbrodni Wojennych 21 Grupy Armii – posiadała już wystarczające dane, aby go aresztować. Po brutalnym przesłuchaniu przeprowadzonym przez Brytyjczyków ostatecznie przewieziono Hößa do Norymbergii, gdzie był przesłuchiwany w roli świadka w trzech procesach: głównym norymberskim, szefa Głównego Urzędu Gospodarki i Administracji SS Oswalda Pohla oraz w procesie IG Farben.
25 maja 1946 roku zgodnie z procedurą ekstradycyjną Rudolf Höß został przekazany polskim oficerom i przywieziony do Polski. Od 25 maja do 30 lipca 1946 roku był przetrzymywany w warszawskim więzieniu na Mokotowie, z którego został przewieziony do krakowskiego więzienia Montelupich, gdzie przebywał najdłużej, bo aż do 21 lutego 1947 roku. Tutejsi śledczy, kierowani przez wybitnego prawnika Jana Sehna, przygotowywali proces Hößa, który odbył się w Warszawie. Ze względu na proces od 21 lutego do 4 kwietnia Höß ponownie przebywał w więzieniu mokotowskim. Ostatnie dni swojego życia spędził w więzieniu w Wadowicach.
Proces Hößa odbywał się od 11 do 29 marca 1947 roku w Warszawie, w sali budynku Związku Nauczycielstwa Polskiego, która mogła pomieścić ok. 500 osób i miała zainstalowany sprzęt umożliwiający tłumaczenie symultaniczne na cztery języki: niemiecki, francuski, angielski i rosyjski. Publiczności wydawano karty wstępu (chętnych było znacznie więcej niż miejsc na sali), które uprawniały do brania udziału tylko w jednym posiedzeniu. Na sali było 50 delegatów z zagranicy, w tym 30 przedstawicieli rządowych oraz 20 świadków.
Zarówno sędziowie, jak i prokuratorzy biorący udział w procesie, byli doświadczonymi, często przedwojennymi prawnikami, ale najtrudniejsze zadanie stało przed obrońcami z urzędu: Franciszkiem Umbreitem i Tadeuszem Ostaszewskim. Oskarżony ani nie był sadystą, ani sam nikogo nie zamordował, wykonywał rozkazy zgodne z prawem państwa, któremu służył, był jednak odpowiedzialny za śmierć i upodlenie setek tysięcy ludzi.
Rozpoczynając proces, przewodniczący Alfred Eimer stwierdził: „Poszanowanie godności człowieka niechże będzie również udziałem oskarżonego, bowiem przed sądem staje przede wszystkim człowiek”. Höß w trakcie procesu był bardzo opanowany, zeznawał spokojnie, czasem uzupełniał zeznania świadków. Wielokrotnie powoływał się na konieczność wykonywania rozkazów, ale również podkreślał, że o wielu nieprawidłowościach nie wiedział, a niektórych jedynie się domyślał (np. okradanie więźniów z racji żywnościowych, nadużycia i sadyzm kapo). Powtarzał: „Ja sam, ja osobiście ani nie kradłem, ani nie maltretowałem więźniów, ani nie zabijałem. Wszystko to, co tam się czyniło, robiłem na rozkaz moich przełożonych. Nie dopuściłem się żadnych czynów wynikających z własnej złej woli. Jednakże, składając to oświadczenie, bynajmniej nie mam zamiaru wykręcać się od odpowiedzialności”.
W akcie oskarżenia przedstawiono Hößowi zarzuty brania udziału w zbrodniczej organizacji, jaką była SS, a tym samym udział w planowaniu, organizowaniu oraz dokonaniu zbrodni przeciw ludzkości, pokojowi oraz zbrodni wojennych. Zarzucono mu również, że jako komendant obozu znęcał się fizycznie i moralnie nad więźniami oraz brał udział w rabunku mienia ofiar. W akcie oskarżenia znalazły się również zarzuty osobistego znęcania się i strzelania do więźniów. Obrońcy przyjęli linię obrony opierającą się na dwóch kwestiach. Tadeusz Ostaszewski podkreślał, jak odmienną osobowością jest Höß w stosunku do innych zbrodniarzy niemieckich: przyznał się do winy, wziął na siebie całą odpowiedzialność, nie prosi o łaskę, współpracuje z polskim wymiarem sprawiedliwości. Ostaszewski udowadniał, że „Höß posiadał wszczepione zasady moralne. I to będzie mu potem przeszkadzać w Oświęcimiu”.Nazwał formację SS „szkołą morderców”, a komendanta Auschwitz „produktem tej szkoły”. Zwracając się do sędziów mówił: „Historia Niemiec posadziła na ławie oskarżonych Hößa jako zbrodniarza”. Drugi z adwokatów, Franciszek Umbreit, starał się udowodnić, że zarzut osobistego okrucieństwa Hößa wobec więźniów był niesłuszny. Relacje świadków w trakcie procesu (jak również spisane w trakcie śledztwa) były wstrząsające, jednak żaden z przesłuchiwanych osobiście nie widział Hößa znęcającego się nad więźniami, w zeznaniach przyznawali, że jedynie słyszeli o sadyzmie Hößa z opowieści innych więźniów. Niektórzy więźniowie nawet przyznawali, że „stosunek Hößa do więźniów był poprawny, o tyle, że nigdy więźniów sam nie bił, nie znęcał się nad nimi, a jedynie szyderczo uśmiechał”[1]. Najczęściej pojawiające się w zeznaniach świadków stwierdzenia wskazywały raczej na ich przekonanie, że Höß doskonale wiedział, co się dzieje w obozie, gdyż wielokrotnie był świadkiem egzekucji i znęcania się nad więźniami: „Śmiem twierdzić, że oskarżony Höß był wtedy [w trakcie egzekucji – J.L.] i widział to”[2]. Udowodnienie przez adwokatów, że Höß nie był sadystą i że to odróżniało go pozytywnie od innych SS-manów nie mogło mieć jednak wpływu na ostateczny wyrok – jako komendant obozu był odpowiedzialny za wszystko, co działo się na jego terenie. Rudolf Höß został skazany na karę śmierci. Po ogłoszeniu wyroku podziękował swoim obrońcom, po czym oświadczył, że nie będzie składał wniosku o ułaskawienie, bo zdaje sobie sprawę z tego, że ułaskawiony być nie może.
Zaskakujące badania prof. Batawii
W Norymberdze Höß był przesłuchiwany przez amerykańskiego psychologa Gustave’a Gilberta, który badał wszystkich oskarżonych w procesie norymberskim. Pierwsze wrażenie Gilbert zawarł w jednym zdaniu:„W tym apatycznym, niskim mężczyźnie nie było nic, co pozwalałoby przypuszczać, że ma się do czynienia z największym mordercą, jaki kiedykolwiek żył na świecie”. Höß nie nabrał zaufania do dr. Gilberta; w Norymberdze było na to zbyt mało czasu. Psycholog sformułował jednak wstępną diagnozę: „zimny, nieobecny duchem schizoid, bezkrytycznie akceptuje ideologię, mechanicznie postępuje po linii najmniejszego oporu w psychopatycznej społeczności”.
W krakowskim więzieniu przy ul. Montelupich Hößa badał wybitny polski psychiatra i kryminolog, prof. Stanisław Batawia. Próbował znaleźć odpowiedź na zasadnicze pytanie: „Czy komendant największego hitlerowskiego obozu zagłady mógł być człowiekiem normalnym?” Polski profesor odbył z komendantem Auschwitz wiele rozmów (niektóre trwały nawet 5 godzin) i przeprowadził testy psychologiczne. Na początku Höß tylko odpowiadał na pytania, z czasem sam zaczął mówić: „Był nieśmiały, wrażliwy, wszystko to nie harmonizowało z typową postacią komendanta hitlerowskiego obozu koncentracyjnego, jaką wyobraźnia nasza kojarzy sobie ze słowem Oświęcim”. Z relacji Batawii wyłania się obraz człowieka bez namiętności, bez własnych ambicji, spokojnego i rzeczowego, wręcz pedantycznego. Wielokrotnie poprawiał swoje zeznania i relacje świadków, dodając szczegóły, nawet jeśli pogrążały go jeszcze bardziej.
Według Batawii Höß był człowiekiem o zupełnie przeciętnej inteligencji, a poza tym „kochał zwierzęta, lubił małe dzieci, łatwo przywiązywał się do ludzi”. Jego bezwzględne posłuszeństwo rozkazom polski profesor przypisywał apodyktycznemu ojcu, który w małym dziecku stłumił indywidualizm, wzmocnił nieśmiałość i zachowania introwertyczne, wpoił absolutne posłuszeństwo wobec rodziców, nauczycieli, księży. Cechy te zostały później wzmocnione przez szkolenia dla SS-manów, które Batawia nazywa „tresurą”, a które miały wyrobić pożądane reakcje na rozkazy przełożonych. „Zrozumienie psychiki esesmańskiej możliwe jest właściwie bardziej na podstawie znajomości praw fizjologii wyższych czynności układu nerwowego aniżeli na gruncie rozważań czysto psychologicznych” – oceniał Batawia. Ideologia narodowosocjalistyczna przyczyniała się do degradacji osobowości. Höß źle znosił kierowanie obozem koncentracyjnym, tyle że bał się przyznać do tej słabości. Profesorowi powiedział: „Rozumiem, na czym polegało to zło”. Ostateczną diagnozę Batawia sformułował następująco: „Sam niezdolny do osobistego znęcania się nad ofiarami, niechętny nawet do brania udziału w polowaniach na zające z nagonką, stał się zbrodniarzem, który kierował masową zagładą dzieci i kobiet […], bezgranicznie oddany sprawie, tylko słuchał i działał zgodnie z rozkazami, bardziej typ robota aniżeli żywego człowieka”.
Przyczyn przemiany spokojnego i niegroźnego Hößa w mordercę, mającego na sumieniu setki tysięcy ofiar, Batawia upatrywał w wydarzeniach historycznych i określonym środowisku społecznym, z którym był związany los pacjenta: „Z czasem odbywała się metamorfoza tej społecznie niegdyś nieszkodliwej jednostki w określony typ mentalności faszystowskiej. […] Najpierw prekursorzy hitleryzmu, a potem ideologia narodowosocjalistyczna przekształciły młodocianego Rudolfa Hößa, obdarzonego żywymi poczuciami etycznymi, w przestępcę niespotykanej miary, który wiernie służąc fałszywej i zbrodniczej ideologii, utonął w otchłani przestępstw hitlerowskich”.
Profesor Batawia stwierdził, że jego pacjent „nie nienawidził prawdziwie ani Żydów, ani komunistów, ani przestępców politycznych, ani nawet pospolitych przestępców. Wierzył głęboko i bezkrytycznie w słuszność ideologii narodowosocjalistycznej, która nakazywała zwalczać wrogów z całą bezwzględnością […]. Ta wiara, to głębokie przeświadczenie były dostatecznie silne, aby kierować jego postępowaniem bez uczucia nienawiści”. Na pytania prof. Batawii, czy nie przyszło mu na myśl, żeby zrezygnować z funkcji komendanta, odpowiadał, że dostał do wykonania rozkaz i nie mógł go nie wykonać, a poza tym, jak dodał, „odmowa taka w niczym nie wpłynęłaby na przebieg całej akcji, bo moje miejsce zająłby kto inny i zagłada zostałaby przeprowadzona i tak, zgodnie z uprzednio dokładnie opracowanym planem”. Batawia podkreślił jednak, że Hößa różniła od innych zbrodniarzy wojennych zasadnicza i wyjątkowa rzecz: mimo uznania bezwzględnej konieczności wykonywania rozkazów, uważał, że samo ich wykonywanie nie zwalnia go od odpowiedzialności, choć, jak już wyżej wspomniano, nie czuł się osobiście winny zbrodni.
Egzekucja
Na prośbę byłych więźniów wyrok wykonano w KL Auschwitz 16 kwietnia 1947 roku. W swojej petycji więźniowie napisali m.in.:„Człowiek, który zamordował i przyczynił się do śmierci tylu milionów ludzi, powinien zginąć tam, gdzie zginęły jego ofiary”. Specjalnie wybudowano szubienicę przed budynkiem dawnej komendantury obozu, gdyż nie chciano skorzystać z tej, na której wieszano więźniów, zachowanej obok bloku 11. Ostatnim życzeniem skazańca była filiżanka kawy i obecność katolickiego księdza w czasie egzekucji. Ciało Rudolfa Hößa zostało spalone w nieznanym miejscu, a prochy wsypane do pobliskiej rzeki.
Niezależnie od postawy Hößa w więzieniu, jego religijnego nawrócenia, wzięcia na siebie winy, to właśnie on pozostał symbolem Auschwitz – największej w historii fabryki śmierci. To jego proces unaocznił konstrukcję niemieckiej maszyny śmierci, w której ludzie pokroju Hößa, wypełniając wiernie rozkazy, tworzyli sprawnie funkcjonujący system państwowy. 15 lat później proces Adolfa Eichmanna jeszcze dobitniej ukazał, jak ważne dla reżimu nazistowskiego były bezwzględnie oddane mu jednostki.
Jeden z więźniów, zeznających w procesie Hößa, przytoczył jego słowa: „nasz system jest tak okropny, że nikt w świecie nie uwierzy, by to było możliwe. Gdyby nawet jakiemuś Żydowi udało się zbiec z Oświęcimia i gdyby on opowiedział wszystko, co widział – świat uzna go za fantastycznego kłamcę”[3].
Bibliografia
Akta w sprawie karnej b. komendanta obozu Oświęcim – Brzezinka, IPN GK 196/82 do 196/114.
Archiwum osobiste Jana Sehna, Oświadczenie Rudolfa Hößa złożone 12 kwietnia 1947 r., IPN GK 190/28.
Auschwitz 1940–1945. Węzłowe zagadnienia z dziejów obozu, red. Wacław Długoborski, Franciszek Piper, Oświęcim 1995.
Batawia Stanisław, Rudolf Höss. Komendant obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, „Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce” 1951, t. 7, s. 11-58.
Baxter Ian, Komendant Rudolf Höss – twórca Auschwitz, Warszawa 2011.
Borodziej Włodzimierz, „Hitleristische Verbrechen”. Die Ahndung deutscher Kriegs- und Besatzungsverbrechen in Polen”, w: Transnationale Vergangenheitspolitik. Der Umgang mit deutschen Kriegsverbrechen in Europa nach dem Zweiten Weltkrieg, hg. von Norbert Frei, Göttingen 2006.
Cyprian Tadeusz, Sawicki Jerzy, Siedem procesów przed Najwyższym Trybunałem Narodowym, Poznań 1962.
Cyprian Tadeusz, Sawicki Jerzy, Siewierski Mieczysław, Głos ma prokurator…, Warszawa 1966.
Deselaers Manfred, Bóg a zło w świetle biografii i wypowiedzi Rudolfa Hössa, komendanta Auschwitz, Kraków 1999.
Deselaers Manfred, I nigdy oskarżony nie miał wyrzutów sumienia? Biografia Rudolfa Hössa, komendanta Auschwitz a kwestia jego odpowiedzialności przed Bogiem i ludźmi, Oświęcim 2014.
Gilbert Gustave M., The Psychology of Dictatorship: Based on an Examination of the Leaders of Nazi Germany,New York 1950.
Gumkowski Janusz, Kułakowski Tadeusz, Zbrodniarze hitlerowscy przed Najwyższym Trybunałem Narodowym, Warszawa 1967.
Konwersja Hößa, Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie, Konwersje 1946, [brak paginacji].
Koop Volker, Rudolf Höss. Komendant obozu Auschwitz,Warszawa 2016.
Lasik Aleksander, Ściganie, sądzenie i karanie członków oświęcimskiej załogi SS. Procedura. Zagadnienie winy i odpowiedzialności, „Zeszyty Oświęcimskie” 1995, nr 21, s. 189-250.
Proces Rudolfa Hößa, sprawy organizacyjne sekretariatu NTN, IPN GK 196/542.
Witkowski Marcin, Rudolf Höss w wadowickim więzieniu. Ostatnie dni byłego komendanta Auschwitz, „Wadoviana” 2015, nr 18, s. 135-157.
Dr Joanna Lubecka – historyk i politolog, adiunkt w Akademii Ignatianum w Krakowie, wykładowca w Instytucie Nauk o Polityce i Administracji. Pracownik Instytutu Pamięci Narodowej – Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Krakowie. Autorka licznych publikacji naukowych i popularno-naukowych oraz wykładów z obszaru pamięci historycznej w relacjach polsko-niemieckich i rozliczania zbrodni niemieckich popełnionych w czasie II wojny światowej.
[1] Zob. relację Ryszarda Kordka.
[2] Zob. relację Edwarda Wrony.
[3] Zob. relację Izaaka Egona Ochshorna.